Nadrzędna kategoria: Czarna lista Kategoria: Agencje Ewa Urbańska
pisze w związku z oszusutami w Grecji.Ja i moja koleżanka pojechałyśmy pod koniec czerwca do legalnej pracy organizowanej przez biuro pośredniczące prace Elpida. Byłyśmy ostrożne sprawdziłyśmy ich działaność. Okazało sie że biuro jest zarejestrowane jako legalnie działające, nie było na niego skarg w ambasadzie i ma certyfikat ministerstwa pracy w Grecji. Pośrednik polski powiedział nam że będziemy zarabiały jako kelnerki 700 euro plus napiwki za wyżywienie i nocleg nie płacimy. Zgodziłyśmy sie na takie warunki, na miejscu okazało sie coś zupełnie innego, w Atenach powiedzieli że więcej jak 500 euro nie dostaniemy i jeszcze nie wiadomo czy będziemy pracować razem bo pracodawcy niechętnie zatrudniają 2 osoby.
Poza tym w biurze czekali na nas pracodawcy, po wielu rozmowach z tłumaczami stanęło na tym że zostajemy zatrudnione u rzekomo sąsiadów bedziemy mieszkać razem jedna będzie prowadziła sklep, a druga sprzątała w domu. Ci Grecy nie mówili po angielsku, ale zostałyśmy poinformowane że tam na miejscu w sklepie pracuje Polka. W biurze zarówno w Polsce jak i atenach nic nie podpisywałyśmy wszystko było ustne. W końcu wsiadłyśmy z pracodawcami do ich samochodu i zawieźli nas na wyspę Zakintos, miejsce naszej pracy. Wszystko okazało sie zupełnie inne niż nam przedstawiało biuro, ci panowie nie byli sąsiadami grek u którego miałam sprzątać mieszkał ok. 10 km od miasta, zresztą bardzo szybko zacząl sie do nas dobierać więc powiedziałyśmy że żadna nie będzie u niego pracować.Albo pracujemy we dwie w sklepie albo chcemy wracać. Oczywiście porozumiewaliśmy sie na migi inczej nie dało sie nic zrozumieć. Jak nam się wówczas wydawało doszliśmy do porozumienia z tym sklepikarzem.
W poniedziałek zaczęłyśmy prace sklep wyglądał koszmarnie mnóstwo układania, sprzedałyśmy tylko parę sztuk ubrań, kiedy nasz pracodawca zaczął dzwonić przez tel akurat była w środku greczynka, przetłumaczyła nam na angielski jego rozmowę. Podobno umawiał sie z drugą osobą że jedną z nas chce sprzedać wystraszyłyśmy sie wzięłyśmy nasze rzeczy i poszłyśmy na policje. Tam powiedzieli że nie mogą nam pomóc bo nie mamy dowodów. Komunikowaliśmy sie z biurem, powiedziałyśmy że chcemy wracać do Aten, a oni na to że mają innego pracodawce na tej wyspie i że ten jest uczciwy. chcąc nie chcąc zgodziłyśmy sie bo było już ciemno. wylądowałyśmy wysoko w górach 40 km od portu, pracowałyśmy w fast foodzie a właściwie na pierwszej zmianie bo tak naprawde jest to praca 24h na dobe sprzątanie w domu itp. itd. Praca była bardzo ciężka, okropny pracodawca same musiałyśmy walczyć o jedzenie. Brudno wszędzie, skorpiony, jadowitwe węże. wytrzymałyśmy 10 dni, ledwo nam zapłacił i odwiózł do portu, początkowo nie chciał, dopiero po tym jak nasi rodzice zrobili interwencję. Wracałyśmy z wyspy o 19.30 w atenach byłyśmy o 2 w nocy, NIKT z biura na nas nie czekał powiedzieli że nie biorą za nas odpowiedzialności, bo dużo przysporzyłyśmy im kłopotu.
Do Polski wracałyśmy przez znajomych rodziców. Jeśli chodzi o zarobione pieniądze to wydałam w całości na podróż. No to tyle w wielkim skrócie, ale mam nadzieje że ostrzeże wiele osób przed popełnieniem takiego błędu
ILONA Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Poprawiono: poniedziałek, 11, luty 2013 11:52
Odsłony: 32826
Nadrzędna kategoria: Czarna lista Kategoria: Agencje Ewa Urbańska
OTTO Work Force zostało założone w 2000 roku przez Otto Cornelissena i Franka van Goola w celu prowadzenia profesjonalnej rekrutacji pracowników z paszportem UE, opieki nad nimi oraz ich płynnego, czasowego zatrudniania w Holandii. W roku 2001 do grona Dyrekcji dołączył Peter Verlegh RA. Wyniki działań firmy mówią same za siebie: w roku 2000 pracowało w OTTO 800 osób, w 2001 roku 1500 osób, a w roku 2002 liczba ta wzrosła do ponad 3000 osób. Wiele z tych osób pozostaje w OTTO na dłuższy okres lub jest zatrudniona na stałe. Klienci OTTO rozmieszczeni są na terenie całej Holandii. OTTO zwraca uwagę na to, aby jego pracownicy wykonywali swoją pracę w dobrych warunkach. Praca w OTTO OTTO posiada wiele ofert pracy w logistyce (70%), produkcji (25%) oraz w ogrodnictwie (5%). Czy masz powyżej 20 lat, mówisz po angielsku lub po niemiecku i chcesz być operatorem wózków widłowych lub operatorem wózków widłowych bocznych? Gdybyś co najmniej 6 miesięcy chciał pracować w Holandii na kontrakcie, firma OTTO płaci za Twoje szkolenie. OTTO oddeleguje Cię do firm, gdzie jest zapotrzebowanie na pracowników tymczasowych. Może być więc tak, że przez miesiące pracujesz dla tej samej firmy lub w ciągu jednego tygodnia dla różnych firm. Transport z i do pracy, zakwaterowanie oraz ubezpieczenie zdrowotne zostaną załatwione przez firmę OTTO. Nasza profesjonalna administracja zadba o to, aby Twoje wynagrodzenie co tydzień było przelane na Twoje konto bankowe. Aby urozmaicić Ci pobyt w Holandii, firma OTTO przez cały rok organizuje w Twoim wolnym czasie atrakcyjne wycieczki oraz imprezy sportowe. Regularnie organizujemy znaną zabawę OTTO-party z poczęstunkiem i dobrą muzyką. Praca przez OTTO to gwarancja dobrego zarobku. Zarobisz tak samo jak pracownik holenderski.Umożliwi Ci to na przykład wyjazd na wspaniałe, egzotyczne wakacje oraz wiele innych atrakcji?ze strony http://www.ottowerkt.nl/polish/index.asp
Dokładnie wczoraj wróciłem po tygodniu pobytu w Holandii zorganizowanego przez firmę OTTO. To co tam zobaczyłem było dla mnie szokiem. Do momentu podpisania umowy, byłem przekonywany że jadę do legalnej pracy, będę mieszkał w normalnych warunkach w ośrodku w dużym mieście, a praca będzie polegała na sortowaniu i pakowaniu książek w magazynie. Po przybyciu do Venray - siedziby firmy OTTO w Holandii wszystko się zmieniło. Na czym polega pobyt w Holandii organizowany przez tą firmę opiszę w kilku punktach:
01. Firma organizuje transport do Venray - swojej siedziby w Holandii, skąd natomiast rozwozi ludzi busami po całej Holandii(trzeba zobaczyć swoje nazwisko na liście i przypisaną miejscowość). Jeżeli więc ktoś w biurze zapewnia Cię że pojedziesz do jakiegoś konkretnego miasta, jeszcze razem ze swoimi znajomymi, na miejscu przekonasz się, że każde z was jedzie do innego. 02. Ośrodki w których pracownicy są kwaterowani to obskurne mieszkania, baraki, bądź nie spełniające jakichkolwiek norm cywilizacyjnych hotele. Ja osobiście mieszkałem w dwóch ośrodkach - [Labrusz] (dokładnie nie wiem jak to się pisze) - baraki, w których kiedyś stacjonowały brytyjskie wojska, znajdujące się w środku lasu, jedyną atrakcją jest organizowany przez OTTO raz na tydzień w soboty autokar do najbliższego sklepu (jedzie się 30 minut), mieszka się tam w pokojach jednoosobowych, kilkadziesiąt pokoi do jednej łazienki i kuchni. O stanie łazienek powiem tyle, że trzeba być naprawdę odważnym, aby skorzystać tam z toalety. Drugi ośrodek, w którym mieszkałem do Woerden - 50tysięczne miasteczko niedaleko Utrechtu, dosyć ładne, więc jest gdzie spędzać czas wolny, natomiast stan i wyposażenie mieszkań pozostawiał wiele do życzenia. 5 osobowe mieszkania - dwa pokoje 2osobowe, jeden pokój 1osobowy, obskurna łazienka i toaleta, znośna kuchnia, salon z telewizorem, który nie działa. Te warunki były jeszcze w miarę znośne, poza mrówkami w kuchni i brakiem mebli w pokojach (jedynie łóżka i jedna mała szafa - na dwie osoby?) dało się wytrzymać. Weźcie jednak pod uwagę ile trzeba za takie mieszkanie płacić? 68 Euro tygodniowo - 280 euro miesięcznie - 1400 euro od 5 osób za miesiąc, za taką sumę w Holandii można mieszkać w naprawdę pięknym, odremontowanym domu! 03. OTTO nie załatwia stałej pracy. System polega na tym, że każdy pracownik jest traktowany jak towar dowożony do przeróżnych firm, w których pracuje. Możesz mieć szczęście i przez tydzień, dwa pracować w jednej firmie, a możesz tak jak większość co dwa, trzy dni pracować gdzie indziej. Ja pracowałem jeden dzień w firmie InterSprint - rozładowywanie tirów z oponami, praca ciężka, ale znośna, tylko co z tego skoro już następnego dnia zostałem zawieziony do innego zakładu, gdzie holenderski kierownik magazynu powiedział, że nie ma tu dla nas pracy i że OTTO niepotrzebnie przywiozło tutaj swoich pracowników ("OTTO nicht gut" śmiał się). Od 5:30 rano do 13 traciłem czas nie zarabiając w dodatku ani złotówki. Następnego dnia byłem już zapisany do innej firmy - Fetim Kakao - postanowiłem jednak nawet nie sprawdzać co to jest i wracać do Polski. Koledzy, którzy ze mną wtedy byli nie zostali przypisani nigdzie, czyli mieli w środku tygodnia dzień wolny. 04.[Besztikbar] czy jakoś tak - jeżeli na liście przy swoim nazwisku znajdziesz taki napis, oznacza że nie masz pracy dnia następnego, ale że musisz być w stanie gotowości, bo w każdej chwili możesz być wezwany (walą do drzwi np o 6 rano i dają Ci 15 minut na spakowanie się). Około 30% ludzi, którzy siedzą w tym kołchozie dostają taki status i nie mają pracy - są wzywani np 2 razy w tygodniu byle zarobić na opłatę za mieszkanie, a co z życiem? To w OTTO już nikogo nie interesuje. 05. Jeśli natomiast już masz szczęscie i masz pracę, musisz uzbroić się w cierpliwość. Po pierwsze - do pracy będziesz jechał około 1,5 - 2 godzin, więc trzeba wstać wcześniej. Po drugie - gdy skończysz pracę będziesz na dworze czekał około 2 godzin aż przyjedzie po Ciebie buz z napisem OTTO. Popytaj ludzi, którzy pracowali w OTTO - 2 godziny to ponoć normalka, a zdarzały się ponad 3 godzinne rekordy czekania na busa. De facto pracujesz nie 8 godzin dziennie, ale 8+2(czas czekania na busa)+3(czas jazdy)+1(przerwa w pracy) = 14 godzin! 06. Jeżeli liczysz na zawarcie nowych znajomości podczas takiego wyjazdu zapewniam Ci jedno - poznasz dużo typów spod ciemnej gwiazdy. Testy językowe, które musisz zrobić podczas rekrutacji to ściema! - 3/4 ludzi, którzy siedzą w tych polskich slumsach nie potrafi powiedzieć poprawnie zdania po polsku, a co dopiero w jakimś obcym języku! 07.Legalna praca? Po przyjeździe do Holandii pierwsze co robi porządna agencja pracy to wysyła Cię po przyznanie sofinumeru (taki NIP). W OTTO czekasz na sofinumer przez tydzień, dwa, lub czasem nawet trzy tygodnie, więc w tym czasie pracujesz nielegalnie! 08. Konto bankowe - firma OTTO będzie Cię namawiać (słyszałem, że w niektórych przypadkach było to warunkiem wyjazdu) do założenia konta w Citibanku, twierdząc że pokrywają jakieś prowizje i opłaty itp. Tymczasem, konto które zakładasz w citibanku i tak jest przez pół roku bez opłat i prowizji - dla każdego, a po drugie CITIBANK NIE MA ANI JEDNEGO ODDZIAŁU ANI BANKOMATU W HOLANDII !!! co oznacza że od każdej wypłaty będziesz płacić 10 złotych prowizji, a nie możesz płacić kartą ponieważ citibank nie oferuje takiej usługi - płatności kartą mogą być dokonywane jedynie z rachunku złotówkowego. Dziwne, prawda? Firma która organizuje wyjazdy do pracy w Holandii poleca bank, który nie ma tam oddziałów.09. Jeżeli żaden z powyższych argumentów nie przekonał Cię do zrezygnowania z takiego wyjazdu weź pod uwagę jeszcze jedną rzecz - stawki jakie oferuje ta firma są na poziomie minimalnej stawki płacy w Holandii, drugie tyle z Twojego wynagrodzenia zdziera pośrednik, czyli OTTO.
Wojtek
inny post
To wszystko prawda, co ludzie tutaj piszą. Moge opisać moją historię: W sumie wyjechałam z Otto tylko trzy razy. Podczas dwóch pierwszych wyjazdów miałam jechac do konkretnych firm - o których wiedziałam od znajomych - ale zawsze na miejscu, na liście w Venray byłam zapisana na inne mieszkanie i prace niż było ustalone w Polsce. Za 3 razem, w dzień wyjazdu chcąc się upewnić czy tym razem trafię tam gdzie chcę, zadzwoniłam do biura w Venray w Holandii i okazało się, że... na liscie jestem zapisana w zupełnie inne miejsca... A pani w Opolu w biurze potwierdziła, że jade tam gdzie poprosiłam. Czyli albo nie wiedziała, jak będzie, albo z premedytacją kłamała. Myślę, że kłamała. Warunki mieszkaniowe według mnie fatalne. Otto słynie z tego - to jest już ich modus operandi:) - że wynajmuje POlakom mieszkania w starych, dawnych, zużytych budynkach. Przykłady? Uddel - może 30 lat temu piękny ośrodek wypoczynkowy, dziś - ruina. Noordwijk - kiedyś ładny hotel - dziś - walący się hotel, jeden nawet bez otwieralnych okien:) Laarbrusch - stara baza wojskowa po Anglikach, w lesie. Z praca trzeba byc sprytnym, mieć wtyki i byc starym wygą, inaczej można trafic fatalnie. Sa tam opiekunowie, którzy nazywają się MANAGERAMI, przez to czują się lepsi od zwykłych pracowników. A ci "managerowie" w Otto to zwykłe hamy podwórkowe, mało który tam jest w porządku. Kultura osobista u nich - DNO. Nie pomagają ludziom, tylko ich olewają. Wyjątkowo też dużo jest w Otto w Holandii tych całych opiekunek w zakładach poszczególnych. Panienki przychodza sie pouśmiechac i oto ich praca. To my na ich pensję pracujemy ciężko. Otto to firma stworzona przez oszustów - zgadnijcie kto pracuje w biurze w Holandii? Polacy, tak, ale ci, którzy mają znajomości z polską żoną holenderskiego szefa:) Kiedyś dawno temu, ci wszyscy z biura Otto sami na tasmach pracowali... A teraz... to już przecież arystokracja. JAK WIDAć NAJLEPIEJ MOZNA DOROBIC SIE NA OSZUSTWIE NAIWNYCH:)
więcej
Uważajcie na firme otto, właśnie oszukali kolejną grupe ludzi - 5 autokarów wróciło wczoraj po 3 tygodniach z Holandii, nie mieli pracy i przebywali w złych warunkach mieszkaniowych, pojechali na polskie paszporty.
Jesli chodzi o Otto to zdecydowanie nie polecam wyjeżdżać osobom na polski paszport na własnej skórze się przekonałem. Wyjechałem 7 listopada 2006 od 8 miałem kontrakt do pracy poszedłem dopiero 20 listopada jak mnie przenieśli na inny ośrodek, do tego czasu siedziałem na domku w lesie w parku 20 km od miasta. A zakwaterowanie zostałem umieszczony w "pokoju" 2.5 Na 2.5 m2 dwuosobowym oczywiście jak dla mnie to była cela, chociaż cele są większe zapomniałem łóżka to istne prycze wojskowe piętrowe.Inne pokoje na domku były 2 razy większe z normalnymi łóżkami.Praca natomiast z nia było ciekawie widziałem dziesiątki osób, które czekały na nia za długo i zjeżdżały do kraju. Oplata za domek wynosi 68euro na tydzień zwarzywszy ze nikt wam nie zagwarantuje ze codziennie ja będziecie mieli. Co się tyczy polskich biur otto to werbują ludzi ile się da, chociaż nie maja tyle miejsc pracy?. ·Wmawiają im super warunki 5euro na godzinę na czysto po odliczeniach tylko, kto powiedział wam ze będziecie pracować 40 godz. na tydzień. CZYTAJCIE UMOWY UWAZNIE jak będą występować o pozwolenie o prace to nie podpisujcie umowy przedwstępnej, bo wiąże was ona z pozostałymi, które musicie podpisać a uwierzcie mi ze są niekorzystne!!!
Holenderski horror
Zumową w ręce i pewni swego wyjechali za granicę do pracy. Jednak z trudem udało im się powrócić do domów. Uciekli ze strachu o własne życie.
Dla Adama i Leszka praca sezonowa za granicą nie jest niczym nowym. Niejednokrotnie korzystali przy tym z usług biur, zajmujących się pośredniczeniem między polskim pracownikiem a zagranicznym pracodawcą. Zawsze wybierali renomowane firmy, cieszące się dobrą opinią, długo istniejące na rynku, czyli po prostu pewne. Tak było i tym razem, gdy zdecydowali się skorzystać z pośrednictwa firmy Otto Polska. Obecnie jednak nazwa ta kojarzy im się z horrorem, jaki przeżyli. Za granicą mieli pracować pół roku, jednak uciekli po tygodniu, szczęśliwi, że udało im się stamtąd wyrwać.
Gwarancja na piśmie
Zanim wyjechali do pracy w Holandii, w biurze pośrednika pomyślnie przeszli testy, określające ich przydatność do konkretnego rodzaju pracy. Co ważne, otrzymali umowę, w której mieli zagwarantowaną już pracę i termin jej rozpoczęcia, także minimalną tygodniową liczbę godzin, wysokość wynagrodzenia, miejsce zatrudnienia oraz warunki i miejsce zakwaterowania wraz z opieką polskiego przewodnika. Posiadali także pozwolenie na pracę w Holandii. Jak się okazało tuż po przyjeździe, umowa podpisana przez obie strony, okazała się nic niewartym strzępkiem papieru.
Zostawieni w lesie
Pierwszy szok przeżyli po opuszczeniu autobusu wynajętej przez Otto firmy transportowej. Biura pośrednika były zamknięte. Nikt nie zajął się kilkudziesięcioosobową grupą ludzi, zmęczonych całonocną podróżą. – Ktoś wywiesił kartkę z nazwiskami, ale nic się na niej nie zgadzało. Po półtorej godziny przyjechały busy, które miały nas gdzieś porozwozić. Nikt nie wiedział dokąd – denerwuje się pan Adam. Na miejscu panował totalny chaos. Razem z grupą ok. 20 osób przeżyli kolejny szok, gdy zostali wysadzeni w deszczu, gdzieś w lesie i pozostawieni sami sobie, obok ośrodka kampingowego. – Nie wiedzieliśmy, co robić, gdzie jesteśmy. Dla nas to już był sygnał, że coś jest nie tak. Niektórzy się załamali. Siedzieli na walizkach i płakali – wspomina mężczyzna. Po dłuższym czasie podjechał po nich kolejny bus. – Po ok. 100 km jazdy znowu zostaliśmy wysadzeni w lesie bez słowa wyjaśnienia. Już w ogóle nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy. Dopiero po jakimś czasie wyszedł do nas opiekun ośrodka, Polak, który miał nam pomagać. Jedyne co, to wskazał nam numer kampingu, w jakim mieliśmy zamieszkać – opowiada Leszek.
Magazyny z ludźmi
Już warunki zakwaterowania znacznie odbiegały od tych, zagwarantowanych w umowie. Jedyne, co się zgadzało, to horrendalna cena, jaką musieli płacić za nocleg, czyli 68 euro tygodniowo od osoby w sześcioosobowym kampingu. – Latem wynajmują je Holendrzy i spędzają wakacje, ale nie nadają się do mieszkania zimą – mówi Leszek. Obaj pocieszali się, że najważniejsze, to praca, którą mieli zagwarantowaną. Przecież po to przyjechali. Jak się okazało, nie przepracowali nawet godziny, choć mieli podpisaną półroczną umowę. W podobnej sytuacji było wielu polskich pracowników, ściągniętych do Holandii. – Otto po prostu magazynuje ludzi, wiedząc, że nie ma dla nich pracy. Na wszelki wypadek, gdyby Holender nagle potrzebował robotników – przypuszczają mężczyźni. O tym, kto pracuje, ludzie dowiadywali się z dnia na dzień. Twierdzą, że robotnicy otrzymywali jedynie dorywcze zlecenia, za które mogli co najwyżej opłacić kwaterę. – W okolicznych gospodarstwach zaczęły się kradzieże. Ludzie z głodu kradli kury czy kaczki, bo nie mieli pieniędzy na jedzenie – twierdzą Adam i Leszek.
Uciekli ze strachu
Mieli to szczęście, że przed wyjazdem kupili bilety powrotne. Czekali już tylko na okazję, kiedy będą mogli wydostać się z tego koszmaru. W tym czasie ich rodziny truchlały ze strachu o nich. Codziennie żony interweniowały w biurze pośrednika. Za każdym razem słyszały, że lada chwila mężowie otrzymają pracę. – Bałyśmy się, że już ich nie zobaczymy. Na myśl przychodziły nam włoskie obozy pracy, w których zaginęli Polacy – wspomina pani Grażyna, żona Adama. Pani Urszula, żona Leszka interweniowała nawet w polskiej ambasadzie w Holandii.
Nie zarobili ani centa. Pan Leszek jest w bardzo trudnej sytuacji. Po tym, jak w biurze Otto zagwarantowano mu półroczny kontrakt, zrezygnował z pracy w Polsce. Zarobione pieniądze miały być przeznaczone na leczenie chorej żony. Żyją jedynie z jej skromnej renty. Nie przelewa się również rodzinie pana Adama. Jednak cieszą się z tego, że udało im się szczęśliwie wrócić do kraju.
Każdy niezadowolony klient jest dla nas porażką. Rocznie zatrudniamy ok 5 tys. pracowników. Gwarantujemy ludziom pracę za granicą. Zakłady płacą nam za zatrudnionego pracownika a nie za to, że ściągniemy go do Holandii. Najpierw osoby przywożone są do siedziby firmy, skąd trafiają do miejsc zakwaterowania na terenie ośrodków wypoczynkowych. Są to hotele lub też kompleksy rekreacyjne. Na miejscu zajmuje się nimi park menadżer, czyli opiekun, który powinien udzielić wszelkiej pomocy. Wszystkie osoby dostają szczegółowy plan pracy, z informacją, gdzie pracują każdego dnia. Może się zdarzyć, że dojdzie do chwilowego przestoju, bo np. pracodawca zrezygnuje z pracownika. Staramy się go wtedy kierować gdzie indziej. W tym przypadku doszło do opóźnienia w zatrudnieniu prawdopodobnie ze względu na przeciągające się procedury wydania holenderskiego pozwolenia na pracę. Jesteśmy gotowi spotkać się z tymi osobami, wyjaśnić sytuację i wynagrodzić im niedogodności, jakich doświadczyli.
.
Aleksandra Dik
źródło link do oryginału
Firma jest członkiem Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia. Osoby oszukane przez OTTO mogą zagłaszać tam swoje uwagi o firmie OTTO.
STOWARZYSZENIE AGENCJI ZATRUDNIENIA
ul. Brukselska 7
03-973 Warszawa
Kontakt telefoniczny:
tel.: +48 22 828 84 32
tel.kom.: +48 508 300 654
fax: +48 22 828 84 37
Kontakt e-mail:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Poprawiono: czwartek, 14, luty 2013 19:40
Odsłony: 138508
Nadrzędna kategoria: Czarna lista Kategoria: Osoby prywatne Ewa Urbańska
Ostatnia "afera" z naszego forum. Praca przy kwiatach,miejscowość Ottenstein. Stawka 8,30 € na godzinę. Wyjazd zaplanowany na 17 kwietnia. Po wpłacie na konto pieniążków kontakt z panem "rekruterem" się urywa. Dokumenty miały dotrzeć do zainteresowanych 5 lutego. Podejrzewam że jedynie numer konta bankowego był prawdziwy. Czy w Sycowie mieszka pan Zygiert i czy jeśli mieszka, to czy cokolwiek wie o rzekomej pracy przy kwiatach ? Mogę tylko doradzić poszkodowanym by zgłaszali się na policję.
Poprawiono: piątek, 15, luty 2013 14:53
Odsłony: 16995
Nadrzędna kategoria: Czarna lista Kategoria: Pracodawcy Ewa Urbańska
Praca na plantacji truskawek i malin, hotel lub dojazd firmowym autobusem. 660 777 766 Polska.
Szukając w Polsce pracy sezonowej natkniemy się zapewne na to lub podobne ogłoszenie. Jest praktycznie w każdym wydaniu poniedziałkowej GW. Dzwoniąc pod podany numer dowiemy się iż zarobimy minimum 40 zł i mieszkać będziemy w 4 osobowych domkach. Tyle teorii przez telefon. A jak jest naprawdę ?
Po przyjeździe na obiecane "domki" ( ulica Bindugi ) zostaliśmy zakwaterowani z parą Ukraińców, zresztą bardzo sympatyczni ludzie, jak się później okazało jedni z nielicznych. Co ciekawe pracowali 2 lata temu na sławnej już farmie S&A (UK) też przy truskawkach. Tamtą pracę wspominają z łezką w oku. A farma firmy S&A najlepszej opinii raczej nie ma. Obiecane domki okazały się starym ośrodkiem wypoczynkowym. Jak się nie mylę, to dachy pokryte są eternitem, przynajmniej tak to wygląda. Lecz nie jestem pewna. Lepiej uważać, bo większość domków ma uszkodzone płyty i jeśli to rakotwórczy azbest to nie wesoło. Po zakwaterowaniu poszliśmy sprawdzić warunki socjalne. Kuchnia to kuchenki postawione w wojskowym namiocie i jedna lodówka dla wszystkich. Kto zaryzykuje ten zostawi swoją kiełbasę, jajka i co tam ma jeszcze. Czy towary te nie zmienią właściciela, nie sprawdzałam. Kobiece prysznice trochę bardziej zadbane, jest tylko jedno ale..... nie ma ciepłej wody. W sumie to żaden problem, dziewczyny myją się u chłopaków. U nich jest tylko problem z wyregulowaniem temperatury wody. Leci albo zimna albo wrzątek. Wizyta w męskich toaletach pozbawia nas wszelkich złudzeń, tu chyba mieszka sama dzicz i im to po prostu nie przeszkadza. Za krótko tam pracowałam i mieszkałam żeby stwierdzić czy ktoś tam sprząta, wydaje mi się że raczej nie.Po przespanej nocy na pseudo materacach i tak już pamiętasz tylko o swoich bolących plecach. Pobudka zaplanowana tak, aby zdążyć na firmowy autobus o 6.30 który zabierze nas na plac koło siedziby firmy. Tu brygadziści rozdzielają ludzi na konkretne prace i autobusami pojedziemy na pola. Z tego, co mi wiadomo jest tego coś około 400 ha. Maliny i truskawki. Każdy pracownik ma karteczkę z indywidualnym kodem, który brygadzistki muszą wbić do swoich maszynek. Jeśli tego pracownik nie zrobi na rozpoczęcie dnia i koniec dniówki oraz przy zmianie pracy w ciągu dnia to traci dniówkę. Tak mi powiedziano.
23 zł, w sumie niezła kasa, lepsze to niż nic, jutro będzie lepiej każdy sobie myśli. Dodam że niedziele są wolne a wypłaty, co sobota. Po przepracowanych 3 dniach postanowiliśmy skończyć eksperyment. Średnio na godzinę wyszło coś około 3 zł. Były też osoby, co miały dniówkę 70 zł może i nawet większą. To tak jak ze średnią płacą w Polsce. Podobno jest nie taka mała, tylko mało kto ją widział . Zbieraliśmy też i na takim polu gdzie było naprawdę dużo malin.Tam jest możliwość nazbierania jakiejś konkretnej ilości. Jak są jednak dzielone pola nie mam pojęcia. Lepsze stawki szło też zarobić przy zbiorze truskawek. Tu za 0,5 kg pojemniczek dostawaliśmy 40 groszy. A trafiają się naprawdę duże truskawki. Co najbardziej raziło mnie w tej pracy? Słownictwo brygadzistów rodem z komunistycznych PGR. Podejrzewam że i praktycznie to jest kadra poPGR-owska. Wkoło słychać tylko kurw....i inne fajne słowa. Ukraińców, których było bardzo dużo też traktowano nieciekawie. Szczerze mówiąc odniosłam wrażenie, że oni też nie przepadają za Polakami. słyszałam różne opowieści na temat różnych incydentów ale tego nie widziałam tak więc nie ma o czym pisać. Pracowali też Białorusini i Czeczeńcy. Jak widać brakuje u nas pracowników, którzy dadzą się ,,wyprowadzić w maliny". Zapomniałam dodać że za domek potrąca się 2 zł dziennie od osoby. Pani która wypłaca kasę przyzwyczajona jest do tego że ludzie ciągle wpadają i wypadają. Może znudzenie pracą tłumaczy jej nie najlepszy humor. Odniosłam wrażenie że miała mi za złe pytania na temat zarobków i zakwaterowania. Oczywiście nikt nie wiedział jaki jest cel mojego pobytu w gospodarstwie firmy SADPOL.
Krótko mówiąc nie polecam wycieczki w maliny
Tekst był pisany w 2007 roku, jeśli ktoś pracował w tym sezonie i ma coś w tym temacie do dodania, zapraszam. Aktualnie firma SADPOL ogłasza się w Gazecie Wyborczej dwoma różnymi anonsami. W jednym piszą iż zatrudnią tylko dobrych zbieraczy i oferują bardzo dobre zarobki od 80 do 200 zł/dziennie a drugie już standardowe, zbiór truskawek 2 zł łubianka i maliny 2 zł z kg. Nie wiem jak jest w tym roku z zarobkami. Cudów w akordzie jednak raczej nigdzie nie ma jeśli nie ma co zbierać. Za długo pracowałam tu i tam aby wierzyć w krasnoludki. Mam nadzieję że chociaż stosunek do pracowników uległ znacznej poprawie.
Podobno ktoś się podawał za "mojego wysłannika" i w zamian za łapówkę proponował dla właścicieli plantacji usunięcie tego tekstu. Jeśli to nie wymysł kierownictwa SADPOLU, to pewnie ktoś cwany chciał sobie dorobić tanim kosztem. Powiem tylko że takie coś jest absolutnie niemożliwe. Nie ma opcji usuwania czegokolwiek za jakiekolwiek pieniążki.
Strona firmy to http://www.sadpol.pl
Więcej zdjęć na forum
Tekst napisany latem 2007 roku. Jeśli ktoś wie czy cokolwiek się zmieniło to proszę o komentarz
Komentarze ze starej strony oszukany.pl
Pracowałem tam cały rok i o rok za długo fakt stawki głodowe a jak raz wypiłem piwo na polu to potem dmuchalem w alkomat i dostalem kare 100zł paranoja. Fakt ubawilem sie tam co nie miara a te brygadzistki to one napewno pochodza z byłych PGR-ów. xxxxx bo tak sie nazywa ten Król Malin to juz wogóle mozna napisac o nim książke. Jego słownictwo jest jeszcze gorsze od brygadzistek. W jednym zdaniu wpadłem tam w maliny Napisał Dariusz, dzień 02/25/2008 o 14:32
Prawdę mówiąc brakuje mi daty tekstu, ale w tym roku widziałem anons, że SADPOL płaci 80-200 zł dziennie. Osobiście znam ukraińską agencję, która odmówiła wysyłania tam swoich ludzi, choć bierze za to forsę od nich. Przerzucałem też z SADPOL-u Białorusinów do pracy, opowiadali że za pracę od 7.00 do 18.00 wychodziło im 40-70 zł w zależności od liczby owoców. Napisał foltside, dzień 07/16/2008 o 21:53
W komentarzach pojawiło się sporo komentarzy chwalących SADPOL i prace przy malinach. Nie mnie oceniać czy to rzeczywiście zadowoleni pracownicy SADPOLU czy też akcja propagandowa firmy. Jeden pan napisał że jak się nie nadawałam do zbioru malin, to mogłam pracować na chłodni za 65 zł dziennie. Przydatna informacja ponieważ pochodzi pewnie z wiarygodnego źródła. Podzielmy sobie 65 zł przez 8 godzin. Nie wiem ile pracuje się w SADPOLU dziennie na chłodni, ale niech będzie to tylko 8 godzin. Daje nam to stawkę 8 zł / h za prace w bardzo nieciekawych warunkach. Co do samej pracy przy malinach, to może fizycznie nie jest to tak bardzo ciężko jeśli porównamy to do pracy np przy szparagach. Panowie i panie co chwalą prace w SADPOLU raczej w życiu ciężko nie pracowały, przy szparagach wysiedli by po godzinie, więc co mogą wiedzieć o ciężkiej pracy. Moim zdaniem stawki płacone przez SADPOL szybko się nie zmienią. Bardziej firmie opłaca się trzymać cały plac zdezelowanych autosanów i dowozić pracowników z byłych pgr-ów, nikt z okolicy Wierzbicy przy zdrowych zmysłach nie będzie pracował za 40 zł dziennie. Niedaleko w Wieliszewie w gospodarstwie ogrodniczym Ekorozumki pana Rozuma 4 lata temu dniówka wychodziła 50 - 60 zł. Żeby było jasne nie chciałam nikogo w tym co napisałam oczerniać, wszystko jest prawdą co do słowa. Jeśli było by tu coś nieprawdziwego, to pan prezes SADPOLU już dawno wytoczył by mi proces, zresztą tak zapowiadał. Ja nie boję się sądu ponieważ, wszystko to co napisałam jest prawdą. Jak odzywają się panie brygadzistki do pracowników to mam nagrane. Co tu można więcej dodać? Nie jestem dziewczynką z miasta, pracy się nie boję, ponad 8 lat doświadczenia za granicą w tym 3 sezony przy szparagach zarówno na polu jak i na chłodni. Z tego powodu znam wartość pracy w rolnictwie i nie dam sobie wmówić niestworzonych rzeczy. Do SADPOLU pojechałam żeby zobaczyć jak naprawdę wygląda praca w dużej polskiej firmie w porównaniu z pracą na zachodzie. Porównanie jak na razie wypada bardzo nie korzystnie. Na zachodzie jak ktoś dobrze zbiera to na godzinę zarobi prawie tyle co przez cały dzień w SADPOLU. Na plus dla SADPOLU dodam że na zachodzie jeśli brygadzistami są polakami to słowa na ku... i na h... też latają gęsto i często
Poprawiono: czwartek, 14, luty 2013 19:08
Odsłony: 53348
Nadrzędna kategoria: Newsy Kategoria: Z internetu Ewa Urbańska
Oszuści wymyślili nowy sposób na infekowanie naszych komputerów. Dostałam e-maila rzekomo wysłanego przez Pocztę Polską. Zawiera informację o rzekomej paczce której nie odebraliśmy. Cytuję otrzymaną wiadomość "Witaj! Twoja paczka nie została doręczona w wyznaczonym czasie w dniu 24 lipiec 2015, ponieważ nikt nie otworzył drzwi. Informacje dotycza ce przesyłki możesz otrzymać klikaja c link. Odebrać przesyłkę możesz w dowolnym najbliższym biurze, pod warunkiem podania wydrukowanej informacji o przesyłce. Wydrukuj dane dotycza ce twojej przesyłki Jezeli ta wiadomosc Cie nie dotyczy, kliknij link, by zapobiec wykorzystaniu tego adresu e-mail. Z pozdrowieniami, Poczta Polska." W moim przypadku nadawcą była "491 Poczta Polska" wysłana z Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Po kliknięciu w zamieszczony link zostajemy przeniesieni na stronę do złudzenia przypominającą oficjalną witrynę PP. Gdy zdecydujemy się na pobranie załącznika o rzekomym śledzeniu naszej przesyłki który jest w formacie ZIP dostaniemy po rozpakowaniu plik pdf_informacja_o_dzialki.exe. Po próbie uruchomienia nasz komputer zostanie zainfekowany szkodnikiem Gen:Variant.Milkey.10155. Dobre oprogramowanie antywirusowe nie dopuści do infekcji.
Poprawiono: piątek, 31, lipiec 2015 10:16
Odsłony: 14212